Są takie osoby, które gdy zobaczysz je po raz pierwszy u kogoś na zdjęciu, mówisz sobie… to niemożliwe, one nie istnieją naprawdę! Tak miałam właśnie z Martą… Ale że byłam wtedy nowa w Szczecinie, uznałam, że napiszę, a co! Moje zdziwienie, gdy Marta odpisała, a jeszcze zgodziła się na sesję… nie do opisania, (przytoczcie sobie w głowie jakąkolwiek Waszą historię tego typu, zrozumiecie). Ale jak to często bywa, zanim się udało zgrać terminy minęło kilka łaaaadnych miesięcy, nie pamiętam ile dokładnie, ale uwierzcie mi – zwątpiłam, że kiedykolwiek się uda i że Marta jeszcze w ogóle będzie chciała ze mną pracować. Potem przy okazji innych sesji Marta została kilka razy przytoczona… w samych superlatywach, napisałam znowu i… udało nam się umówić.
Byłam wtedy w momencie lekkiego wypalenia, wszystkich sesji na jedno kopyto, miałam ochotę na lekkie ujęcia, wakacyjne, żadnego makijażu, stylizacji, po prostu pełen natural.
I tak zrobiłyśmy, przyjechałam rano do Marty domu, w drodze zobaczyłam starą przyczepę “Ej, zawsze chciałam mieć zdjęcia w przyczepie, zapozujesz mi tam?”. I tak dalej już poszło wszystko.
Poza zdjęciami, które autentycznie robiły się same, mimo presji, jaką miałam, że agencja żadnego nie wybierze, spędziłyśmy wspaniały czas. Rozmawiałyśmy o wszystkim, o agencjach, o życiu modelek, które niezmiennie mnie fascynuje…. Dziękuję Ci za to !
Marta w tej chwili podbija Lizbonę, w Polsce jest reprezentowana przez Neva Models, a ja…. nie mogę się doczekać, aby ponownie taką piękność i wspaniałą, ciepłą, skromną osobę spotkać i mieć przed obiektywem.
Choć sesja czekała dłuugo na swoją kolej, to myślę, że idealnie pasuje na tę jesienną pogodę, którą mamy za oknem 🙂 Ach, czy wspomniałam już, że zdjęcia są prosto z puszki? 😉

Marta – Neva
I mały bonus dla wytrwałych 😉
OJ tak! Marta jest niezwykle piękna <3
Ale ślicznota!!! Fajnie się oglądało 🙂